Bo
ja lubię z Tobą rozmawiać. Z rożnych powodów. Między innymi
dlatego ,że chcę żebyś wiedział ,że myślę o Tobie.
*
Minęło już 5 miesięcy odkąd pracuję u Reus'ów. Stali się moją drugą rodziną. Zaprzyjaźniłam się z Marco, często spotykam się z Anką i z chłopakami z BVB.
-Lidia! -zawołał Marco.
-Co jest gamoniu? -zapytałam żartobliwie.
-Bardzo śmieszne! Zobacz -pokazał na swoje ulubione spodnie, pęknięte w nogawce.
-Chyba przytyłeś -skrzywiłam się.
-JAK TO?! -krzyknął i pobiegł się zważyć.
-Nie przytyłem! -krzyknął z łazienki.
-Żartowałam idioto -powiedziałam zażenowana.
-Zdejmuj te spodnie, zszyję je -powiedziałam.
-To jak już szyjesz, może przy okazji koszulkę...-spojrzałam na równie podziurawioną koszulkę Marco.
-Gdzie ty się szlajasz...dawaj to no już -powiedziałam i o to stanął przede mną w samych bokserkach podając mi spodnie i koszulkę.
-Masz zamiar tak chodzić po domu? -zapytałam z uśmiechem.
-A co podoba ci się? -zaśmiał się.
-Jak dziecko...-poszłam na dół.
Zeszłam na dół a tam co? Codzienna sytuacja. Olivier i Mitchell się biją, bo jakby inaczej.
-ODDAWAJ TO WSTRĘTNY SZCZURZE! -krzyknął starszy.
-Nie oddam głupi śmierdzielu -odkrzyknął Mitch.
-O co znowu poszło? -zapytałam Caroline.
-O pilot...-skrzywiła się młoda.
Wkroczyłam do akcji i po chwili młodzi siedzieli w dwóch różnych końcach salonu.
-I co? Macie sobie coś do powiedzenia? -stanęłam po środku a nagle dopadł mnie Marco i zabrał pilot z ręki.
-Nie tylko nie on! -krzyknął Olivier i rzucił się na brata a do nich dołączył najmłodszy.
-Marco. I ty też przeciwko mnie? -spojrzałam na bijącą się trójkę.
-Małe gnidy, dawać pilot bo leci Borussia Dortmund TV! -krzyknął.
-EJ CO SIĘ DZIEJE? MAM WKROCZYĆ? -zapytała mistrzyni Niemiec w karate klasycznym Ann.
Momentalnie trójka grzecznie usiadła na kanapie i razem oglądali telewizję.
-Dzięki Ci Boże, że jedna normalna jest w tym domu -wypowiedziałam zdanie a na ziemię spadł duży wazon z porcelany. Odwróciłam się i zobaczyłam jak trójka chłopaków na czele z Caroline nabijają się z Ann, która trenując swoje sztuki walki uderzyła nogą w wazon.
-Ups..-wyszeptała.
-Caroline, w tobie nadzieja -zaśmiałam się.
-Wiadomcia -powiedziała najmłodsza.
Następnego ranka wyszykowałam dzieci do szkoły i odprowadziłam na autobus. Kiedy wróciły ze szkoły Olivier jak zwykle zaskoczył mnie niemiłą niespodzianką.
-Lidiu, Lidiusia...bo wiesz, podpis walnij no tutaj bo ze szkoły się czepiają -podał mi kartkę.
-Wpuściłeś do biblioteki świerszcze? Serio? Świerszcze? Ale po co? -pytałam.
-Bo może w bibliotece jest cicho..a świerszcze cykają. Tak dla rozrywki -zaśmiał się.
-O no proszę. Zrobili pieczątkę z waszym nazwiskiem..-podpisałam świstek.
-Dzięki! -pobiegł do pokoju.
Postanowiłam przejść się na zakupy. Ubrałam się i poszłam zawiadomić domowników, że wychodzę.
-Marco! Wychodzę do centrum -powiedziałam.
-O! Miło, jadę z tobą, znaczy zabiorę Cię bo też chcę jechać , muszę kupić sobie nowe buty -uśmiechnął się.
-To chodźmy -powiedziałam i wyruszyliśmy.
Po 10 minutach jazdy samochodem dojechaliśmy do centrum.
-Idziemy po buty! -wbiegł do centrum jak totalny debil.
-Po ciuchy dla mnie -pociągnęłam go w drugą stronę.
-No dobra...-poszedł za mną.
Kupiłam dwa topy i szorty. Marco upragnione buty.
-Po co wam tyle tych ciuchów? I tak nie będziesz ładniejsza dzięki nim -zaśmiał się.
-Sugerujesz, że jestem brzydka? Dzięki -odwróciłam się i poszłam w swoją stronę.
-Nie to miałem na myśli! -krzyknął za mną.
-Myślisz, że jak przefarbujesz się z rudego na blond to będziesz ładniejszy? Nie sądzę -uśmiechnęłam się ironicznie i poszłam na pieszo do domu. Szłam długimi ulicami a Reus jechał za mną i coś gadał ale nie słuchałam więc odjechał.
-LIDIA! -krzyknął Mario z daleka (Mario grał jeszcze w Borussii).
-O siemanko! -przywitałam się.
-Gdzie tak maszerujesz? -zapytał z wiecznym uśmiechem.
-Do domu -odparłam.
-Dobrze się składa bo też idę do was -poszliśmy do domu Reus'ów.
Doszliśmy po jakichś 20 minutach. Dzieciaki bardzo się ucieszyły widząc Goetze.
-Mario! -krzyknęła Caro rzucając mu się na szyję.
-No witam księżniczko -zaśmiał się.
-Dawno Cię u nas nie było -odparła Ann.
-Właśnie, gdzie się podziewałeś? -zapytał Olivier.
-Tu i tam -śmiał się.
-Czyli w domu i na stadionie -zaśmiał się Mitch.
-No w sumie tak haha -odparł.
-Goetze a ty czego tu? -zapytał wyszczerzony Reus schodząc na dół.
-To ja pójdę -powiedziałam z powagą i pomaszerowałam do Marty.
-Lidia pocze...-nie dokończył.
-Pokłóciliście się? -zapytał przyjaciel Reus'a.
-Tak jakby...bo przez przypadek zasugerowałem jej że jest brzydka..ale to nie tak miało brzmieć -wyraził się.
-Miało to zabrzmieć tak, że już piękniejsza nie będzie bo bardziej się nie da, prawda? -zrozumiał Mario.
-Dokładnie! Ale za to ona wyraziła się jasno. Powiedziała, że jak przefarbowałem się na blond to nie będę ładniejszy -spuścił głowę.
-Odegrała się! Dobra jest! Moja krew -śmiał się Goetze.
-HA HA HA! -ironicznie odparł.
-Na pewno tak nie myśli idioto -uderzył go w głowę Mario.
-Tsa...
Nagle zadzwonił dzwonek. Szybko pobiegłam do drzwi aby otworzyć.
-Dzień dobry ja miałam się zgłosić, mam tutaj mieszkać i uczyć dzieciaki...-nie dokończyła.
-Viki! -ucieszyłam się widząc w drzwiach przyjaciółkę.
-Lidia! -krzyknęła przytulając mnie.
-Ale co ty tutaj robisz? -zdziwiłam się.
-Mam tutaj mieszkać i uczyć dzieciaki -zaśmiała się.
-Jak super! -wprowadziłam ją do domu.
-To jest Caroline, Olivier, Ann i Mitch, a to Mario -pominęłam Marco.
-Hej, Mario...-zobaczyłam błysk w oku przyjaciela.
-Viktoria, Viki -podała mu rękę.
-Ja jestem Marco, przyjaciel tej o to tu. Chyba były -spojrzał na mnie.
-Chodź oprowadzę Cię -pociągnęłam ją za rękę.
*
-Stary ale piękna -rozmarzył się Mario.
-W twoim typie, szykuj się -klepnął go w plecy i zaśmiał się.
-Hahaha -roześmiał się Goetze.
-Może tobie się uda -delikatnie uśmiechnął się Mario.
-Ej stary, przejdzie jej! -mówił.
-Nie wiem, nie wiem...
__________________________________________________________________
Już dwójeczka. Mam nadzieję, że na razie nie jest źle.
A to Viki:
Następnego ranka wyszykowałam dzieci do szkoły i odprowadziłam na autobus. Kiedy wróciły ze szkoły Olivier jak zwykle zaskoczył mnie niemiłą niespodzianką.
-Lidiu, Lidiusia...bo wiesz, podpis walnij no tutaj bo ze szkoły się czepiają -podał mi kartkę.
-Wpuściłeś do biblioteki świerszcze? Serio? Świerszcze? Ale po co? -pytałam.
-Bo może w bibliotece jest cicho..a świerszcze cykają. Tak dla rozrywki -zaśmiał się.
-O no proszę. Zrobili pieczątkę z waszym nazwiskiem..-podpisałam świstek.
-Dzięki! -pobiegł do pokoju.
Postanowiłam przejść się na zakupy. Ubrałam się i poszłam zawiadomić domowników, że wychodzę.
-Marco! Wychodzę do centrum -powiedziałam.
-O! Miło, jadę z tobą, znaczy zabiorę Cię bo też chcę jechać , muszę kupić sobie nowe buty -uśmiechnął się.
-To chodźmy -powiedziałam i wyruszyliśmy.
Po 10 minutach jazdy samochodem dojechaliśmy do centrum.
-Idziemy po buty! -wbiegł do centrum jak totalny debil.
-Po ciuchy dla mnie -pociągnęłam go w drugą stronę.
-No dobra...-poszedł za mną.
Kupiłam dwa topy i szorty. Marco upragnione buty.
-Po co wam tyle tych ciuchów? I tak nie będziesz ładniejsza dzięki nim -zaśmiał się.
-Sugerujesz, że jestem brzydka? Dzięki -odwróciłam się i poszłam w swoją stronę.
-Nie to miałem na myśli! -krzyknął za mną.
-Myślisz, że jak przefarbujesz się z rudego na blond to będziesz ładniejszy? Nie sądzę -uśmiechnęłam się ironicznie i poszłam na pieszo do domu. Szłam długimi ulicami a Reus jechał za mną i coś gadał ale nie słuchałam więc odjechał.
-LIDIA! -krzyknął Mario z daleka (Mario grał jeszcze w Borussii).
-O siemanko! -przywitałam się.
-Gdzie tak maszerujesz? -zapytał z wiecznym uśmiechem.
-Do domu -odparłam.
-Dobrze się składa bo też idę do was -poszliśmy do domu Reus'ów.
Doszliśmy po jakichś 20 minutach. Dzieciaki bardzo się ucieszyły widząc Goetze.
-Mario! -krzyknęła Caro rzucając mu się na szyję.
-No witam księżniczko -zaśmiał się.
-Dawno Cię u nas nie było -odparła Ann.
-Właśnie, gdzie się podziewałeś? -zapytał Olivier.
-Tu i tam -śmiał się.
-Czyli w domu i na stadionie -zaśmiał się Mitch.
-No w sumie tak haha -odparł.
-Goetze a ty czego tu? -zapytał wyszczerzony Reus schodząc na dół.
-To ja pójdę -powiedziałam z powagą i pomaszerowałam do Marty.
-Lidia pocze...-nie dokończył.
-Pokłóciliście się? -zapytał przyjaciel Reus'a.
-Tak jakby...bo przez przypadek zasugerowałem jej że jest brzydka..ale to nie tak miało brzmieć -wyraził się.
-Miało to zabrzmieć tak, że już piękniejsza nie będzie bo bardziej się nie da, prawda? -zrozumiał Mario.
-Dokładnie! Ale za to ona wyraziła się jasno. Powiedziała, że jak przefarbowałem się na blond to nie będę ładniejszy -spuścił głowę.
-Odegrała się! Dobra jest! Moja krew -śmiał się Goetze.
-HA HA HA! -ironicznie odparł.
-Na pewno tak nie myśli idioto -uderzył go w głowę Mario.
-Tsa...
Nagle zadzwonił dzwonek. Szybko pobiegłam do drzwi aby otworzyć.
-Dzień dobry ja miałam się zgłosić, mam tutaj mieszkać i uczyć dzieciaki...-nie dokończyła.
-Viki! -ucieszyłam się widząc w drzwiach przyjaciółkę.
-Lidia! -krzyknęła przytulając mnie.
-Ale co ty tutaj robisz? -zdziwiłam się.
-Mam tutaj mieszkać i uczyć dzieciaki -zaśmiała się.
-Jak super! -wprowadziłam ją do domu.
-To jest Caroline, Olivier, Ann i Mitch, a to Mario -pominęłam Marco.
-Hej, Mario...-zobaczyłam błysk w oku przyjaciela.
-Viktoria, Viki -podała mu rękę.
-Ja jestem Marco, przyjaciel tej o to tu. Chyba były -spojrzał na mnie.
-Chodź oprowadzę Cię -pociągnęłam ją za rękę.
*
-Stary ale piękna -rozmarzył się Mario.
-W twoim typie, szykuj się -klepnął go w plecy i zaśmiał się.
-Hahaha -roześmiał się Goetze.
-Może tobie się uda -delikatnie uśmiechnął się Mario.
-Ej stary, przejdzie jej! -mówił.
-Nie wiem, nie wiem...
__________________________________________________________________
Już dwójeczka. Mam nadzieję, że na razie nie jest źle.
A to Viki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz