Razem z Marco wróciliśmy do domu. Dzieciaki wróciły wcześniej z Martą. Nagle z góry zbiegła Ann.
-A ty jeszcze nie spisz młoda?-zapytałam.
-Czekałam na Ciebie! -usiadłyśmy na kanapie.
-A cóż takiego się stało? -zapytałam z ciekawości.
-Marco Cię kocha! -pisknęła.
-Jesteś nienormalna -zaśmiałam się.
-Idź spać -śmiałam się.
-No mówię Ci! Słyszałam -powiedziała z powagą.
-Podsłuchiwałaś? -zrobiłam złą minę.
-Oj tam! Zaraz podsłuchiwałam, usłyszałam przypadkiem rozmowę z Mario ale skoro nie chcesz wiedzieć no to dobranoc...-zaczęła powoli wstawać.
-Oj siadaj już! Co mówili? -pytałam.
-Braciszek opowiadał, że jesteś taka piękna i wspaniała, że się zakochał ale nie ma szans u Ciebie..ale ma prawda? Ty też go kochasz -uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-ANN! -spojrzałam na nią ta tylko się zaśmiała i uciekła do siebie.
Poszłam do siebie i położyłam się spać. Jeszcze chwilę rozmyślałam nad tym co powiedziała mi Ann. Nagle do mojego pokoju wszedł najstarszy z rodzeństwa.
-Nie śpisz jeszcze? -zapytał z uśmiechem.
-Jeszcze nie, chodź -pokazałam miejsce obok siebie.
-Musimy pogadać -powiedziałam.
-Litości jest 4:20..-wybełkotał Reus.
-Wiem o czym gadałeś z Mario w przerwie meczu..-mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Podsłuchiwałaś? -zapytał troszkę oburzony.
-Nie ja! Ktoś inny -odparłam.
Marco usiadł na łóżku a ja obok niego.
-To może sam mi powiesz o czym rozmawialiście? -zapytałam z uśmiechem.
-LIDIA! -zawołał Olivier.
Szybko pobiegłam do pokoju, z którego dochodziło wołanie Oliviera.
-Co jest? -zapytałam.
-Caro wymiotuje -spojrzałam na leżącą na łóżku dziewczynkę.
-Dajcie jej jakąś miskę czy torebkę ja pójdę szybko po krople -oznajmiłam.
Pobiegłam do kuchni i wygrzebałam jakieś krople żołądkowe, zaparzyłam Caroline gorzkiej herbaty po czym udałam się do pokoju chorej dziewczynki.
-Czego się znowu najadłaś, co? -zapytałam.
-To przez te pieczarki -wybełkotała.
Do pokoju po chwili weszła Viki z Marco ale ta już po chwili nas wygoniła i powiedziała, że posiedzi z Caroline aż młodej się nie polepszy.
-Nie odpowiedziałeś mi...-szepnęłam.
-O Tobie -dokończył.
-Znaczy? -dopytywałam.
-Lidia nie chcę przedłużać, Kocham Cię, chcę z Tobą być rozumiesz? Zostaniesz moją dziewczyną? -zapytał prosto z mostu.
-Marco ja...-nie dokończyłam ze szczęścia.
-Nie mogę -powiedziałam i pobiegłam do siebie do sypialni.
Dlaczego to zrobiłam? To proste. Ja-zwykła opiekunka, którą nie stać na porządne markowe ciuchy, on-światowej klasy, sławny piłkarz, który ma czego dusza zapragnie. Nie mogę. Chcę ale nie mogę. To by nie potrwało długo. Marco może mieć każdą. Zaraz byłyby plotki, afery, gazety. Nie jestem na to gotowa. Przepraszam. Zeszłam ukradkiem na dół, robiło się jasno. Marco stał głucho przy oknie, palił papierosa a z jego oka popłynęła pojedyncza łza. To przeze mnie?
-Marco? -zapytałam niepewnie.
-Odejdź -powiedział stanowczo.
-To przeze mnie? -zapytałam.
-Też -powiedział.
-Też...czyli jest jeszcze coś. Marco powiedz mi co się stało -podeszłam do piłkarza.
-Oni odchodzą. Obaj. Do Bayernu -zakomunikował mi.
-Jak to? Kto? -wypytywałam.
-Robert i Mario. Oni chcą nas zniszczyć, Bawaria chce nas zniszczyć -powtarzał.
-Marco kochanie -przytuliłam go.
-Kochanie? -zapytał ironicznie.
-Tak, kocham Cię Marco -powiedziałam stanowczo.
-Lidia ja nie chcę litości. Nie chcę być z kimś z litości -odsunął się.
-Musiałam sobie uświadomić jak bardzo jesteś dla mnie ważny. Myślałam, że tego nie chcę, że nie chcę prasy, paparazzi. Nie chcę, ale chcę Ciebie -pocałowałam go.
-Kocham Cię -przytulił mnie.
-Lidia co teraz będzie...jak ja sobie bez nich poradzę, to moi przyjaciele -usiedliśmy na kanapie.
-Marco dasz radę. Będziecie dzwonić do siebie, odwiedzać się -wymieniałam.
-To nie to samo. Gdyby odeszli gdzieś indziej ale do Bayernu...Lidia -tłumaczył.
-Musisz z nimi porozmawiać..a teraz połóż się, jesteś wykończony -oznajmiłam.
__________________________________________________________________
Myślę, że nie jest tak źle co?
sobota, 7 czerwca 2014
piątek, 23 maja 2014
Rozdział V
Notka już na początku, słuchajcie, wychodzi na to, że kończę z opowiadaniami PRAWDOPODOBNIE. Nie mam jakiejkolwiek przyjemności z pisania tego, bo nie wiem, czy ktoś to czyta. Nie komentujecie..wiem, że to co piszę jest bez sensu ale jeśli ktoś komentuje, to na prawdę jest dużą motywacją dla mnie. Mam nadzieję, że weźmiecie to sobie do serca i kilka komentarzy znajdzie się pod tym rozdziałem a ja nadal będę mogła dla was pisać To na tyle, miłego czytania.
*
Obudziłam się. Nie wiem co mnie obudziło, czy straszny sen czy głośne odgłosy bijącego serca. Byłam przerażona.
-Lidia? -do mojego pokoju wszedł Marco.
-Przestraszyłeś mnie. O co chodzi? -zapytałam.
-O co chodziło z tym "Gdybyś wiedział". I przepraszam za tamto. Poniosło mnie...-odezwał się Reus.
-A już nie ważne...rozumiem -dodałam.
-Słyszałaś już, że Tugba wróciła? -zapytał mnie Marco.
-Jak to? Skąd wiesz? Nuri nic mi nie mówił! -momentalnie wstałam.
-Myślałem, że wiesz. Wróciła z...dzieckiem w brzuchu -oznajmił.
-A może to i lepiej. Nuri kocha Tugbę, ona kocha jego..a nam nie było dane być razem -stwierdziłam.
-Kochasz go? -zapytał nagle.
-Jest dla mnie ważny, jest przyjacielem ale nie Marco. Nie kocham go -powiedziałam stanowczo.
*Miesiąc później
Od kilku tygodni nie jestem już z Nurim. Wszystko wróciło do normy. Warczące silniki samochodu obudziły mnie. Do mojego pokoju weszła Viki z kubkiem gorącej kawy, rozsuwając bielutkie jak śnieg firanki, starała się wybudzić mnie z zaspania.
-Trzymaj -podała mi kubek z świeżo zmieloną kawą.
-Dzięki -usiadłam na łóżku.
-Dzisiaj mecz, nie zapomniałaś prawda? -zapytała szukając mojej szafie czegoś w kolorach miejscowego klubu.
-Oczywiście, że nie! To półfinał,rewanż nie mogłabym zapomnieć. Damy dzisiaj popalić Barcelonie, skoro ostatnio było 0-0 -zaśmiałam się odkładając kubek.
-Co zakładasz? -nadal sortowała moje ubrania.
-Zapożyczę koszulkę od Marco -zaśmiałam się wyciągając resztę stroju.
-Poczekaj -pobiegłam do sypialni obok. Reus jeszcze smacznie spał.Otworzyłam jego ogromną garderobę. Znalazłam żółtoczarną koszulkę Marco z autografem, która pachniała jego wspaniałymi perfumami.
-Psika swoje rzeczy w szafie? -zaśmiałam się, wybiegłam z pokoju widząc że Marco się przebudza.
Pobiegłam do pokoju gdzie czekała na mnie Viki.
-Ubieram to! -pokazałam jej zestaw.
-Ślicznie, mi koszulkę dał Mario -zarumieniła się.
-Słodko! -oznajmiłam.
O godzinie 20:00 wybrałyśmy się na stadion, gdzie nie było znać innych kolorów. Żółć i czerń pokrywały całe Signal Iduna Park. 45 minut później zaczął się mecz. Minuta 11:
-GOOOOOOOL! VICTORA VALDESA JUŻ W 11 MINUCIE POKONUJE NIESAMOWITYM TRAFIENIEM Z 30 METRÓW MARCO:
-REUS -skandował tłum na Westfalenstadion.
Cieszyłam się ogromnie. Niesamowicie.
-GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL! 30 MINUTA SPOTKANIA! MARCO REUUUUUUUUUS! -krzyczał spiker.
Drugi gol Marco, przeciwko Fc Barcelonie a przed nami jeszcze cała druga połowa. Miałam ochotę teraz przytulić Marco z całych sił.
-GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL! CZY TO JEST MOŻLIWE? -krzyczał komentator.
-MAMY 3:0 I HAT TRICK MARCO REUS'A! PO PIERWSZEJ POŁOWIE FC BARCELONA NIE ISTNIEJE NA SIP! SŁYSZYMY SIĘ PO 15 MINUTOWEJ PRZERWIE!
Nieprawdopodobne. Wielka Barcelona przegrywa z Borussią Dortmund po 45 minutach aż 3:0 a w Londynie Bayern remisuje z Chelsea 2-2 co na razie daje awans Bayernowi. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 5:1, bramki po przerwie dla Borussii strzelali Mats Hummels i Robert Lewandowski natomiast dla Barcelony Neymar. Borussia znów w finale z Bayernem.
-ŚWIĘTOWAĆ! -krzyknął Reus kiedy o północy wracaliśmy dużą grupką przez Dortmund.
-A w ogóle Lidka kochanie -ironicznie się uśmiechnął, wiedziałam o co chodzi.
-PIĘKNĄ MASZ KOSZULKĘ -mówił z uśmiechem.
-Wiem, bo moja -powiedziałam pewnie.
-Ha ha ha -zaśmiał się sztucznie.
-Idziemy do Cobry? -zapytał Mario.
-Musimy iść się przebrać -oznajmiłam.
-To spotykamy się w klubie za godzinę? -zapytał Lewy.
-Jak tak to spoko -poszliśmy do siebie.
Po godzinie spotkaliśmy się w Cobrze. Masa ludzi, poubieranych w żółto-czarne koszulki.O dziwo kibice rozumieli piłkarzy i tylko nieliczni przyszli prosić o jakieś zdjęcie lub autograf.Chłopcy wypili dość sporo. Marco chyba najwięcej. Nieźle się załatwił.
-Ale ja nie chcę wracać -usiadł obrażony na środku asfaltu.
-Marco nie wydurniaj się, chodź -chciałam go podnieść co skończyło się tym, że wylądowałam na Marco.
-Auu. Moja noga -złapałam się za kostkę.
-Co jest? -zapytał Reus.
-Boli...-poczułam jak unoszę się do góry, o to mi chodziło. Wcale nie bolała mnie noga. Chciałam aby Marco wstał.
-Eh kobiety..ledwo się położyłaś na ziemię -zaśmiał się.
-A ty ledwo co wypiłeś kilka drinków a już nie potrafisz chodzić ułomie! -śmiałam się.
-Osz ty małpo! -położył mnie na asfalcie.
-EJ ZAKOCHAŃCE -krzyknął za nami Ramos.
-Mówisz o sobie i Matsie? Hahahahaha Adrianku, może ty mnie zabierzesz do domu? Bo ten pijany blondasek nie ma siły -skrzywiłam się.
-TO JA JUŻ PÓJDĘ -szybko odszedł ze śmiechem a Marco zaczął się ze mnie śmiać.
-
-Marco, zabierz mnie -zrobiłam smutną minę.
-Chodź grubasku -zabrał mnie na barana.
-Głupek -pacnełam go w blond czuprynę.
Szliśmy do domu. Ogromny księżyc sprawiał, że cały Dortmund rozświetlało jego światło.
-Patrz -zsadził mnie i spojrzeliśmy na jasne jezioro. Jakby księżyc spadł na ziemię.
-Pięknie tutaj...-zamarzyłam się, spojrzałam w jego piękne tęczówki, które błyszczały. Były najpiękniejsze na świecie.
Patrzyliśmy tak długą chwilę. Nasze twarze zbliżyły się a usta złączyły w czułym pocałunkiem.
-Lidia? -do mojego pokoju wszedł Marco.
-Przestraszyłeś mnie. O co chodzi? -zapytałam.
-O co chodziło z tym "Gdybyś wiedział". I przepraszam za tamto. Poniosło mnie...-odezwał się Reus.
-A już nie ważne...rozumiem -dodałam.
-Słyszałaś już, że Tugba wróciła? -zapytał mnie Marco.
-Jak to? Skąd wiesz? Nuri nic mi nie mówił! -momentalnie wstałam.
-Myślałem, że wiesz. Wróciła z...dzieckiem w brzuchu -oznajmił.
-A może to i lepiej. Nuri kocha Tugbę, ona kocha jego..a nam nie było dane być razem -stwierdziłam.
-Kochasz go? -zapytał nagle.
-Jest dla mnie ważny, jest przyjacielem ale nie Marco. Nie kocham go -powiedziałam stanowczo.
*Miesiąc później
Od kilku tygodni nie jestem już z Nurim. Wszystko wróciło do normy. Warczące silniki samochodu obudziły mnie. Do mojego pokoju weszła Viki z kubkiem gorącej kawy, rozsuwając bielutkie jak śnieg firanki, starała się wybudzić mnie z zaspania.
-Trzymaj -podała mi kubek z świeżo zmieloną kawą.
-Dzięki -usiadłam na łóżku.
-Dzisiaj mecz, nie zapomniałaś prawda? -zapytała szukając mojej szafie czegoś w kolorach miejscowego klubu.
-Oczywiście, że nie! To półfinał,rewanż nie mogłabym zapomnieć. Damy dzisiaj popalić Barcelonie, skoro ostatnio było 0-0 -zaśmiałam się odkładając kubek.
-Co zakładasz? -nadal sortowała moje ubrania.
-Zapożyczę koszulkę od Marco -zaśmiałam się wyciągając resztę stroju.
-Poczekaj -pobiegłam do sypialni obok. Reus jeszcze smacznie spał.Otworzyłam jego ogromną garderobę. Znalazłam żółtoczarną koszulkę Marco z autografem, która pachniała jego wspaniałymi perfumami.
-Psika swoje rzeczy w szafie? -zaśmiałam się, wybiegłam z pokoju widząc że Marco się przebudza.
Pobiegłam do pokoju gdzie czekała na mnie Viki.
-Ubieram to! -pokazałam jej zestaw.
-Ślicznie, mi koszulkę dał Mario -zarumieniła się.
-Słodko! -oznajmiłam.
O godzinie 20:00 wybrałyśmy się na stadion, gdzie nie było znać innych kolorów. Żółć i czerń pokrywały całe Signal Iduna Park. 45 minut później zaczął się mecz. Minuta 11:
-GOOOOOOOL! VICTORA VALDESA JUŻ W 11 MINUCIE POKONUJE NIESAMOWITYM TRAFIENIEM Z 30 METRÓW MARCO:
-REUS -skandował tłum na Westfalenstadion.
Cieszyłam się ogromnie. Niesamowicie.
-GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL! 30 MINUTA SPOTKANIA! MARCO REUUUUUUUUUS! -krzyczał spiker.
Drugi gol Marco, przeciwko Fc Barcelonie a przed nami jeszcze cała druga połowa. Miałam ochotę teraz przytulić Marco z całych sił.
-GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL! CZY TO JEST MOŻLIWE? -krzyczał komentator.
-MAMY 3:0 I HAT TRICK MARCO REUS'A! PO PIERWSZEJ POŁOWIE FC BARCELONA NIE ISTNIEJE NA SIP! SŁYSZYMY SIĘ PO 15 MINUTOWEJ PRZERWIE!
Nieprawdopodobne. Wielka Barcelona przegrywa z Borussią Dortmund po 45 minutach aż 3:0 a w Londynie Bayern remisuje z Chelsea 2-2 co na razie daje awans Bayernowi. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 5:1, bramki po przerwie dla Borussii strzelali Mats Hummels i Robert Lewandowski natomiast dla Barcelony Neymar. Borussia znów w finale z Bayernem.
-ŚWIĘTOWAĆ! -krzyknął Reus kiedy o północy wracaliśmy dużą grupką przez Dortmund.
-A w ogóle Lidka kochanie -ironicznie się uśmiechnął, wiedziałam o co chodzi.
-PIĘKNĄ MASZ KOSZULKĘ -mówił z uśmiechem.
-Wiem, bo moja -powiedziałam pewnie.
-Ha ha ha -zaśmiał się sztucznie.
-Idziemy do Cobry? -zapytał Mario.
-Musimy iść się przebrać -oznajmiłam.
-To spotykamy się w klubie za godzinę? -zapytał Lewy.
-Jak tak to spoko -poszliśmy do siebie.
Po godzinie spotkaliśmy się w Cobrze. Masa ludzi, poubieranych w żółto-czarne koszulki.O dziwo kibice rozumieli piłkarzy i tylko nieliczni przyszli prosić o jakieś zdjęcie lub autograf.Chłopcy wypili dość sporo. Marco chyba najwięcej. Nieźle się załatwił.
-Ale ja nie chcę wracać -usiadł obrażony na środku asfaltu.
-Marco nie wydurniaj się, chodź -chciałam go podnieść co skończyło się tym, że wylądowałam na Marco.
-Auu. Moja noga -złapałam się za kostkę.
-Co jest? -zapytał Reus.
-Boli...-poczułam jak unoszę się do góry, o to mi chodziło. Wcale nie bolała mnie noga. Chciałam aby Marco wstał.
-Eh kobiety..ledwo się położyłaś na ziemię -zaśmiał się.
-A ty ledwo co wypiłeś kilka drinków a już nie potrafisz chodzić ułomie! -śmiałam się.
-Osz ty małpo! -położył mnie na asfalcie.
-EJ ZAKOCHAŃCE -krzyknął za nami Ramos.
-Mówisz o sobie i Matsie? Hahahahaha Adrianku, może ty mnie zabierzesz do domu? Bo ten pijany blondasek nie ma siły -skrzywiłam się.
-TO JA JUŻ PÓJDĘ -szybko odszedł ze śmiechem a Marco zaczął się ze mnie śmiać.
-
-Marco, zabierz mnie -zrobiłam smutną minę.
-Chodź grubasku -zabrał mnie na barana.
-Głupek -pacnełam go w blond czuprynę.
Szliśmy do domu. Ogromny księżyc sprawiał, że cały Dortmund rozświetlało jego światło.
-Patrz -zsadził mnie i spojrzeliśmy na jasne jezioro. Jakby księżyc spadł na ziemię.
-Pięknie tutaj...-zamarzyłam się, spojrzałam w jego piękne tęczówki, które błyszczały. Były najpiękniejsze na świecie.
Patrzyliśmy tak długą chwilę. Nasze twarze zbliżyły się a usta złączyły w czułym pocałunkiem.
czwartek, 24 kwietnia 2014
Rozdział IV
Często wydaje mi się, że jesteś najgorszym, co mnie w życiu spotkało, potem znowu Cię kocham.
*
-Gdybym wiedział co?! -wrócił do domu, Nuriego już nie było.
-Nic..-szepnęłam i chciałam odejść a ten złapał mnie za ręce i przycisnął, mocno, z całych sił.
-Puść -powiedziałam mając łzy w oczach.
-Boli..-szepnęłam.
-No to podobnie jak mnie -czułam jego oddech na karku.
-Ciebie? Ciekawe co -z każdym słowem bolało coraz bardziej, coraz bardziej ściskał przedramiona.
-Serce
-Puść -popłakałam się z bólu.
-Ty puść moje serce. Ja puszczę Ciebie -powiedział z wściekłością.
Moje ręce robiły się sine. Miałam wrażenie, że odciął mi dopływ krwi. Nie mówiłam nic. Nie dałam rady, tylko płakałam.
-Puść..do cholery -wyjąkałam a on szybko puścił, osunęłam się po ścianie i rozpłakałam na dobre.
-Lidia..-uklęknął.
-Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało..nienawidzę Cię. Odejdź! -krzyknęłam.
-Przepraszam, Lidia, ja po prostu nie daję rady...-wyszeptał.
-Odejdź! -powtórzyłam. Wyszedł.
Siedziałam długi czas pod ścianą, nie czując rąk, wkrótce zjawił się Nuri.
-Lidia! Kochanie co ci się stało? -podbiegł i szybko mnie podniósł.
-Przewróciłam się...-odparłam.
-Musimy porozmawiać -usiedliśmy na kanapie po słowach mojego chłopaka.
-Lidia. Wiem, że to nie ma sensu. Kochasz go. Ja nie chcę stać wam na drodze, do szczęścia. Chcę twojego szczęścia, twojego i Marco, nie możemy dłużej być razem -powiedział a ja go przytuliłam.
-Jesteś kochany. Ale nigdy z nim nie będę. Nienawidzę tego człowieka..ale nie chcę Cię ranić, przepraszam -odrzekłam.
-Nie ranisz mnie, czynisz mnie szczęśliwym człowiekiem, zostańmy przyjaciółmi, zgoda -uśmiechnął się.
-Uwielbiam Cię -w tym momencie wszedł Mario.
-Ja się zmywam -pożegnał się Nuri.
Nuri odszedł. Byłam sam na sam z Mario.
-Lidia? Coś się stało? -zapytał mój przyjaciel.
-Nie..rozstałam się z Nurim -oznajmiłam.
-Dlaczego? Jak to? -wypytywał.
-Po prostu, to nie miało sensu. Mario nie rozmawiajmy już o tym -zakończyłam temat.
-A co Ci się w ręce stało? -zobaczył posiniaczone przedramiona.
-Marco..-momentalnie zbladła mu twarz.
-Marco? Marco Reus? Marco Reus Ci to zrobił? -pytał z niedowierzaniem.
-No mówię przecież -powiedziałam.
-Zabiję gnojka! Zabiję! -krzyczał Gotze.
-Mario uspokój się. To nie ma sensu, wyjeżdżam -powiedziałam stanowczo.
-Lidia nie...nie zostawiaj nas -spojrzał na mnie błagalnie.
-Nie wytrzymuję..-w tej chwili weszła Viki a Mario szybko wstał.
-Lidia oszalałaś? Chcesz mnie zostawić? Nie możesz -mówiła.
Widziałam jak ukradkiem na siebie spoglądają ale jedno do drugiego nie potrafiło zagadać. Chciałam, żeby im się udało. To moi najlepsi przyjaciele. Muszą być szczęśliwi.
-Przepraszam Viki. Przepraszam Mario -poszłam się pakować.
*Na dole
-Ona nie może wyjechać. Nie pozwolę jej -usiadł i ukrył twarz w dłoniach Mario.
-Ja też nie! Musimy coś wymyślić -usiadłam obok kolegi.
-Tak..tylko co? Nic na nią nie podziała -oznajmił.
-Hmmm. Nie powiedziałabym -uśmiechnęłam się i objaśniłam Gotzemu swój plan.
-Mistrzyni! -przybił mi piątkę.
-No to ja jadę. A ty dopilnuj, żeby punktualnie była na lotnisku i wsiadła do samolotu -powiedział i zaśmiał się.
Minęły jakieś 3 godziny. Musiałam zawieźć Lidię na lotnisko. Tam szykowała się niezła niespodzianka.
*Lidia
Jechałyśmy na lotnisko, słuchając Radioactive patrzyłam przez szybę na piękne miasto. Tak bardzo kochałam Dortmund. Ale będzie mi się źle kojarzył.
-Jesteśmy -oznajmiła przyjaciółka.
-Lidia! -zawołał Gotze wraz z Lewandowskim i kochaną Anią.
-Lidia..nie wyjeżdżaj -mówiła przyjaciółka Ania.
-Aniu! Muszę. Ale wrócę, kiedyś wrócę -ucałowałam przyjaciół i wsiadłam do samolotu. Widziałam jak płaczą. Musiałam. Pomachałam tylko i zniknęłam w samolocie. Nie było już miejsca. Tylko jedno dla mnie.
-Mogę? -zapytałam chłopaka.
-Siadaj -odsunął swoją torbę.
Włożyłam słuchawki w uszy i patrzyłam przez małe okienko. Tak bardzo go kochałam. Spojrzałam na chłopaka obok. Patrzył na mnie i delikatnie się uśmiechał. Znałam ten uśmiech. To w nim się zakochałam.
-Co ty tu robisz do cholery? -zapytałam.
-Pilnuję, żebyś cała i zdrowa przeleciała się nad Dortmundem -zaśmiał się.
-No nie...spojrzałam przez okno. No tak, już 30 minut krążymy nad stolicą Westfalii.
-Zaraz lądujemy -uśmiechnął się.
-Idiota -powiedziałam w złości.
Wysiadłam a tam w dobre żartowali sobie Viki, Ania, Lewy i Gotze. Naburmuszona wsiadłam do samochodu.
-Mała, nie denerwuj się! -pocałował mnie w policzek Mario a obok mnie zasiadł Marco.
-Jesteście nienormalni -powiedziałam. I tylko to zdążyłam powiedzieć. Potem huk, ciemność i krew.
___________________________________________________________________
No! Już dużo się dzieje a to dopiero początek. Co sądzicie? Prowadzić dalej opowiadanie?
Zapraszam na instagrama, like for like, follow for follow. Lajk przy tym zdjęciu 4 lajki u was :) :
http://instagram.com/p/nKyfFhxyOT/
-Lidia? Coś się stało? -zapytał mój przyjaciel.
-Nie..rozstałam się z Nurim -oznajmiłam.
-Dlaczego? Jak to? -wypytywał.
-Po prostu, to nie miało sensu. Mario nie rozmawiajmy już o tym -zakończyłam temat.
-A co Ci się w ręce stało? -zobaczył posiniaczone przedramiona.
-Marco..-momentalnie zbladła mu twarz.
-Marco? Marco Reus? Marco Reus Ci to zrobił? -pytał z niedowierzaniem.
-No mówię przecież -powiedziałam.
-Zabiję gnojka! Zabiję! -krzyczał Gotze.
-Mario uspokój się. To nie ma sensu, wyjeżdżam -powiedziałam stanowczo.
-Lidia nie...nie zostawiaj nas -spojrzał na mnie błagalnie.
-Nie wytrzymuję..-w tej chwili weszła Viki a Mario szybko wstał.
-Lidia oszalałaś? Chcesz mnie zostawić? Nie możesz -mówiła.
Widziałam jak ukradkiem na siebie spoglądają ale jedno do drugiego nie potrafiło zagadać. Chciałam, żeby im się udało. To moi najlepsi przyjaciele. Muszą być szczęśliwi.
-Przepraszam Viki. Przepraszam Mario -poszłam się pakować.
*Na dole
-Ona nie może wyjechać. Nie pozwolę jej -usiadł i ukrył twarz w dłoniach Mario.
-Ja też nie! Musimy coś wymyślić -usiadłam obok kolegi.
-Tak..tylko co? Nic na nią nie podziała -oznajmił.
-Hmmm. Nie powiedziałabym -uśmiechnęłam się i objaśniłam Gotzemu swój plan.
-Mistrzyni! -przybił mi piątkę.
-No to ja jadę. A ty dopilnuj, żeby punktualnie była na lotnisku i wsiadła do samolotu -powiedział i zaśmiał się.
Minęły jakieś 3 godziny. Musiałam zawieźć Lidię na lotnisko. Tam szykowała się niezła niespodzianka.
*Lidia
Jechałyśmy na lotnisko, słuchając Radioactive patrzyłam przez szybę na piękne miasto. Tak bardzo kochałam Dortmund. Ale będzie mi się źle kojarzył.
-Jesteśmy -oznajmiła przyjaciółka.
-Lidia! -zawołał Gotze wraz z Lewandowskim i kochaną Anią.
-Lidia..nie wyjeżdżaj -mówiła przyjaciółka Ania.
-Aniu! Muszę. Ale wrócę, kiedyś wrócę -ucałowałam przyjaciół i wsiadłam do samolotu. Widziałam jak płaczą. Musiałam. Pomachałam tylko i zniknęłam w samolocie. Nie było już miejsca. Tylko jedno dla mnie.
-Mogę? -zapytałam chłopaka.
-Siadaj -odsunął swoją torbę.
Włożyłam słuchawki w uszy i patrzyłam przez małe okienko. Tak bardzo go kochałam. Spojrzałam na chłopaka obok. Patrzył na mnie i delikatnie się uśmiechał. Znałam ten uśmiech. To w nim się zakochałam.
-Co ty tu robisz do cholery? -zapytałam.
-Pilnuję, żebyś cała i zdrowa przeleciała się nad Dortmundem -zaśmiał się.
-No nie...spojrzałam przez okno. No tak, już 30 minut krążymy nad stolicą Westfalii.
-Zaraz lądujemy -uśmiechnął się.
-Idiota -powiedziałam w złości.
Wysiadłam a tam w dobre żartowali sobie Viki, Ania, Lewy i Gotze. Naburmuszona wsiadłam do samochodu.
-Mała, nie denerwuj się! -pocałował mnie w policzek Mario a obok mnie zasiadł Marco.
-Jesteście nienormalni -powiedziałam. I tylko to zdążyłam powiedzieć. Potem huk, ciemność i krew.
___________________________________________________________________
No! Już dużo się dzieje a to dopiero początek. Co sądzicie? Prowadzić dalej opowiadanie?
Zapraszam na instagrama, like for like, follow for follow. Lajk przy tym zdjęciu 4 lajki u was :) :
http://instagram.com/p/nKyfFhxyOT/
sobota, 5 kwietnia 2014
Rozdział III
Tak bardzo na mnie nie patrzysz.Tak ładnie mnie unikasz. Tak ślicznie mnie nie kochasz.
*
Zszedłem rano na śniadanie. Chciałem aby Lidia pojechała dzisiaj ze mną kupić coś dla Mario bo jutro 3 czerwca, urodziny Mario.
-Możemy pogadać? Pojedziesz ze mną wybrać prezent dla Mario?-nie usłyszałem odpowiedzi.
-Zapytałem o coś -powtórzyłem.
-Lidia do cholery możesz mnie nie ignorować, możesz przestać mnie unikać?! Nie rozumiesz, że mnie tym ranisz? Co ja ci do cholery zrobiłem? To, że źle zinterpretowałaś moje zdanie to moja wina? Chciałem Ci przekazać, że ładniejsza nie możesz już być ale chyba kurwa nie wyszło. A ty? Masz prawo śmiać się bo miałem inny kolor włosów? Bo byłem rudy? Dziękuję bardzo! -wykrzyczałem a w drzwiach stała Caroline.
-Nie kłóćcie się...-powiedziała cichutko i pobiegła gdzieś.
-Marco..nie wiedziałam. Nie chciałam się śmiać. Po prostu wkurzyłam się..przepraszam, że Cię uraziłam..-nieśmiale odparła.
-Jesteś moją przyjaciółką, nie chciałem Cię urazić zrozum -powiedziałem.
-Rozumiem już...
*
-Halo halo! -usłyszeliśmy od progu.
-Dzień dobry! -krzyknęłam do Reus'ów.
-Cześć, cześć! My po dzieciaki, zabieramy je na kilka dni do Berlina -powiedziała z uśmiechem moja pracodawczyni.
-To znaczy, że mogę pojechać do rodziny? -ucieszyła się Marta.
-Możesz, możesz! Lidia ty i Viki zostajecie? -zapytała mnie.
-Vici pojechała, wróci za tydzień bo jej mama jest chora -oznajmiłam.
-Ale ja zostaję
-To zostaniecie z Marco -gdy to powiedziała Marco mimowolnie się uśmiechnął
-Żadnych imprez synku -poklepała go po głowie.
-Jasne jasne -zaśmiał się i po chwili zostałam sama z Reus'em.
-No to prowiant mamy! Domówka dzisiaj, zadzwonię do drużyny -Marco pobiegł zadzwonić.
*
Ubrałam się i zeszłam na dół. Alkohol lał się strumieniami. No nieźle.
-KARAOKE! -zawołał Goetze.
-To jest to! -odpowiedział Lewandowski.
-Losujemy! Maszyna losująca, włączony bęben -mówił Marco.
-LIDIA! -krzyknął.
-Nieee....-odparłam.
-Wrecking Ball -włączył Piszczek.
-Oh. No dobra -odparłam.
Zaśpiewałam piosenkę (link, tak zaśpiewała Lidia). Gdy skończyłam patrzyłam na wszystkich, którzy z otwartymi ustami coś szeptali i nagle gromkie brawa. Kiedyś coś tam podśpiewywałam no ale..
-Dziewczyno, jesteś najlepsza! -krzyknął Durm.
-Ale..jak...łaał..-wyjąkał Goetze.
-Nie wiem co powiedzieć -patrzył na mnie Reus.
-Zaśpiewaj nam. Jeszcze coś. Proszę -spojrzał na mnie Mitchell.
-Chcecie? Serio? -zdziwiłam się.
-Dajesz -włączyli Wake me Up.
Bardzo lubiłam śpiewać ale pewna przykra przygoda sprawiła, że już nigdy nie wzięłam mikrofonu do ręki. A teraz, kiedy im się podobało jak śpiewałam byłam szczęśliwa. Chciałam aby ta chwila trwała i trwała. Gdyby jeszcze...
-Zakochałem się w twoim głosie -patrzył z wielkimi oczami Nuri.
-Nie przesadzajcie -śmiałam się.
-Jesteście pijani
-Po pijaku mówi się prawdę -zaśmiał się Marco.
*
*Jakiś czas później (lipiec)
-No zagraj coś i zaśpiewaj proszę! -nalegał Nuri, kiedy zobaczył fortepian.
-Jesteśmy sami noo Lidia! -mówił wciąż.
-Tylko jeden raz -oznajmiłam.
-JEEEEEEEJ -ucieszył się.
Zaśpiewałam piosenkę przy fortepianie, cały czas czułam, że Marco na nas patrzy. Kiedy skończyłam wyszedł i trzasnął drzwiami a ja momentalnie się uniosłam.
-A temu co? -zapytał Nuri.
-Pójdę sprawdzić, popilnujesz dzieciaków? -zapytałam.
-Pewnie -uśmiechnął się.
Wybiegłam za Marco. Szedł szybko, był wściekły. Dogoniłam go i złapałam za ramię a on mnie odepchnął. Upadłam na ziemię.
-Nie poznaję Cię...-powiedziałam ze łzami w oczach a on obrócił się i zobaczył jak leżę, podbiegł szybko i mnie podniósł. Gdy to zrobił poszedł dalej.
-Zaczekaj! -krzyknęłam, stanął.
-Co z tobą? -zapytałam zła.
-Bo widzisz..jak cię zobaczyłem po raz pierwszy słyszałem w salonie jak leciała TA piosenka -zaakcentował przedostatnie słowo
-I co w związku z tym? -zapytałam.
-Pamiętam ten dzień dokładnie, słuchałem tej piosenki na około. A od kiedy jesteś z Nurim i mu ją grasz, nienawidzę jej. Jest okropna, nie chcę jej słuchać -patrzył mi w oczy, jakby nie mrugał, mówił jednym tonem, oschłym, spuściłam wzrok a on po prostu odszedł.
-Gdybyś wiedział...-wyszeptałam i wróciłam do Sahina.
____________________________________________________________________
Taki dziwny rozdział trochę.
piątek, 4 kwietnia 2014
Rozdział II
Bo
ja lubię z Tobą rozmawiać. Z rożnych powodów. Między innymi
dlatego ,że chcę żebyś wiedział ,że myślę o Tobie.
*
Minęło już 5 miesięcy odkąd pracuję u Reus'ów. Stali się moją drugą rodziną. Zaprzyjaźniłam się z Marco, często spotykam się z Anką i z chłopakami z BVB.
-Lidia! -zawołał Marco.
-Co jest gamoniu? -zapytałam żartobliwie.
-Bardzo śmieszne! Zobacz -pokazał na swoje ulubione spodnie, pęknięte w nogawce.
-Chyba przytyłeś -skrzywiłam się.
-JAK TO?! -krzyknął i pobiegł się zważyć.
-Nie przytyłem! -krzyknął z łazienki.
-Żartowałam idioto -powiedziałam zażenowana.
-Zdejmuj te spodnie, zszyję je -powiedziałam.
-To jak już szyjesz, może przy okazji koszulkę...-spojrzałam na równie podziurawioną koszulkę Marco.
-Gdzie ty się szlajasz...dawaj to no już -powiedziałam i o to stanął przede mną w samych bokserkach podając mi spodnie i koszulkę.
-Masz zamiar tak chodzić po domu? -zapytałam z uśmiechem.
-A co podoba ci się? -zaśmiał się.
-Jak dziecko...-poszłam na dół.
Zeszłam na dół a tam co? Codzienna sytuacja. Olivier i Mitchell się biją, bo jakby inaczej.
-ODDAWAJ TO WSTRĘTNY SZCZURZE! -krzyknął starszy.
-Nie oddam głupi śmierdzielu -odkrzyknął Mitch.
-O co znowu poszło? -zapytałam Caroline.
-O pilot...-skrzywiła się młoda.
Wkroczyłam do akcji i po chwili młodzi siedzieli w dwóch różnych końcach salonu.
-I co? Macie sobie coś do powiedzenia? -stanęłam po środku a nagle dopadł mnie Marco i zabrał pilot z ręki.
-Nie tylko nie on! -krzyknął Olivier i rzucił się na brata a do nich dołączył najmłodszy.
-Marco. I ty też przeciwko mnie? -spojrzałam na bijącą się trójkę.
-Małe gnidy, dawać pilot bo leci Borussia Dortmund TV! -krzyknął.
-EJ CO SIĘ DZIEJE? MAM WKROCZYĆ? -zapytała mistrzyni Niemiec w karate klasycznym Ann.
Momentalnie trójka grzecznie usiadła na kanapie i razem oglądali telewizję.
-Dzięki Ci Boże, że jedna normalna jest w tym domu -wypowiedziałam zdanie a na ziemię spadł duży wazon z porcelany. Odwróciłam się i zobaczyłam jak trójka chłopaków na czele z Caroline nabijają się z Ann, która trenując swoje sztuki walki uderzyła nogą w wazon.
-Ups..-wyszeptała.
-Caroline, w tobie nadzieja -zaśmiałam się.
-Wiadomcia -powiedziała najmłodsza.
Następnego ranka wyszykowałam dzieci do szkoły i odprowadziłam na autobus. Kiedy wróciły ze szkoły Olivier jak zwykle zaskoczył mnie niemiłą niespodzianką.
-Lidiu, Lidiusia...bo wiesz, podpis walnij no tutaj bo ze szkoły się czepiają -podał mi kartkę.
-Wpuściłeś do biblioteki świerszcze? Serio? Świerszcze? Ale po co? -pytałam.
-Bo może w bibliotece jest cicho..a świerszcze cykają. Tak dla rozrywki -zaśmiał się.
-O no proszę. Zrobili pieczątkę z waszym nazwiskiem..-podpisałam świstek.
-Dzięki! -pobiegł do pokoju.
Postanowiłam przejść się na zakupy. Ubrałam się i poszłam zawiadomić domowników, że wychodzę.
-Marco! Wychodzę do centrum -powiedziałam.
-O! Miło, jadę z tobą, znaczy zabiorę Cię bo też chcę jechać , muszę kupić sobie nowe buty -uśmiechnął się.
-To chodźmy -powiedziałam i wyruszyliśmy.
Po 10 minutach jazdy samochodem dojechaliśmy do centrum.
-Idziemy po buty! -wbiegł do centrum jak totalny debil.
-Po ciuchy dla mnie -pociągnęłam go w drugą stronę.
-No dobra...-poszedł za mną.
Kupiłam dwa topy i szorty. Marco upragnione buty.
-Po co wam tyle tych ciuchów? I tak nie będziesz ładniejsza dzięki nim -zaśmiał się.
-Sugerujesz, że jestem brzydka? Dzięki -odwróciłam się i poszłam w swoją stronę.
-Nie to miałem na myśli! -krzyknął za mną.
-Myślisz, że jak przefarbujesz się z rudego na blond to będziesz ładniejszy? Nie sądzę -uśmiechnęłam się ironicznie i poszłam na pieszo do domu. Szłam długimi ulicami a Reus jechał za mną i coś gadał ale nie słuchałam więc odjechał.
-LIDIA! -krzyknął Mario z daleka (Mario grał jeszcze w Borussii).
-O siemanko! -przywitałam się.
-Gdzie tak maszerujesz? -zapytał z wiecznym uśmiechem.
-Do domu -odparłam.
-Dobrze się składa bo też idę do was -poszliśmy do domu Reus'ów.
Doszliśmy po jakichś 20 minutach. Dzieciaki bardzo się ucieszyły widząc Goetze.
-Mario! -krzyknęła Caro rzucając mu się na szyję.
-No witam księżniczko -zaśmiał się.
-Dawno Cię u nas nie było -odparła Ann.
-Właśnie, gdzie się podziewałeś? -zapytał Olivier.
-Tu i tam -śmiał się.
-Czyli w domu i na stadionie -zaśmiał się Mitch.
-No w sumie tak haha -odparł.
-Goetze a ty czego tu? -zapytał wyszczerzony Reus schodząc na dół.
-To ja pójdę -powiedziałam z powagą i pomaszerowałam do Marty.
-Lidia pocze...-nie dokończył.
-Pokłóciliście się? -zapytał przyjaciel Reus'a.
-Tak jakby...bo przez przypadek zasugerowałem jej że jest brzydka..ale to nie tak miało brzmieć -wyraził się.
-Miało to zabrzmieć tak, że już piękniejsza nie będzie bo bardziej się nie da, prawda? -zrozumiał Mario.
-Dokładnie! Ale za to ona wyraziła się jasno. Powiedziała, że jak przefarbowałem się na blond to nie będę ładniejszy -spuścił głowę.
-Odegrała się! Dobra jest! Moja krew -śmiał się Goetze.
-HA HA HA! -ironicznie odparł.
-Na pewno tak nie myśli idioto -uderzył go w głowę Mario.
-Tsa...
Nagle zadzwonił dzwonek. Szybko pobiegłam do drzwi aby otworzyć.
-Dzień dobry ja miałam się zgłosić, mam tutaj mieszkać i uczyć dzieciaki...-nie dokończyła.
-Viki! -ucieszyłam się widząc w drzwiach przyjaciółkę.
-Lidia! -krzyknęła przytulając mnie.
-Ale co ty tutaj robisz? -zdziwiłam się.
-Mam tutaj mieszkać i uczyć dzieciaki -zaśmiała się.
-Jak super! -wprowadziłam ją do domu.
-To jest Caroline, Olivier, Ann i Mitch, a to Mario -pominęłam Marco.
-Hej, Mario...-zobaczyłam błysk w oku przyjaciela.
-Viktoria, Viki -podała mu rękę.
-Ja jestem Marco, przyjaciel tej o to tu. Chyba były -spojrzał na mnie.
-Chodź oprowadzę Cię -pociągnęłam ją za rękę.
*
-Stary ale piękna -rozmarzył się Mario.
-W twoim typie, szykuj się -klepnął go w plecy i zaśmiał się.
-Hahaha -roześmiał się Goetze.
-Może tobie się uda -delikatnie uśmiechnął się Mario.
-Ej stary, przejdzie jej! -mówił.
-Nie wiem, nie wiem...
__________________________________________________________________
Już dwójeczka. Mam nadzieję, że na razie nie jest źle.
A to Viki:
Następnego ranka wyszykowałam dzieci do szkoły i odprowadziłam na autobus. Kiedy wróciły ze szkoły Olivier jak zwykle zaskoczył mnie niemiłą niespodzianką.
-Lidiu, Lidiusia...bo wiesz, podpis walnij no tutaj bo ze szkoły się czepiają -podał mi kartkę.
-Wpuściłeś do biblioteki świerszcze? Serio? Świerszcze? Ale po co? -pytałam.
-Bo może w bibliotece jest cicho..a świerszcze cykają. Tak dla rozrywki -zaśmiał się.
-O no proszę. Zrobili pieczątkę z waszym nazwiskiem..-podpisałam świstek.
-Dzięki! -pobiegł do pokoju.
Postanowiłam przejść się na zakupy. Ubrałam się i poszłam zawiadomić domowników, że wychodzę.
-Marco! Wychodzę do centrum -powiedziałam.
-O! Miło, jadę z tobą, znaczy zabiorę Cię bo też chcę jechać , muszę kupić sobie nowe buty -uśmiechnął się.
-To chodźmy -powiedziałam i wyruszyliśmy.
Po 10 minutach jazdy samochodem dojechaliśmy do centrum.
-Idziemy po buty! -wbiegł do centrum jak totalny debil.
-Po ciuchy dla mnie -pociągnęłam go w drugą stronę.
-No dobra...-poszedł za mną.
Kupiłam dwa topy i szorty. Marco upragnione buty.
-Po co wam tyle tych ciuchów? I tak nie będziesz ładniejsza dzięki nim -zaśmiał się.
-Sugerujesz, że jestem brzydka? Dzięki -odwróciłam się i poszłam w swoją stronę.
-Nie to miałem na myśli! -krzyknął za mną.
-Myślisz, że jak przefarbujesz się z rudego na blond to będziesz ładniejszy? Nie sądzę -uśmiechnęłam się ironicznie i poszłam na pieszo do domu. Szłam długimi ulicami a Reus jechał za mną i coś gadał ale nie słuchałam więc odjechał.
-LIDIA! -krzyknął Mario z daleka (Mario grał jeszcze w Borussii).
-O siemanko! -przywitałam się.
-Gdzie tak maszerujesz? -zapytał z wiecznym uśmiechem.
-Do domu -odparłam.
-Dobrze się składa bo też idę do was -poszliśmy do domu Reus'ów.
Doszliśmy po jakichś 20 minutach. Dzieciaki bardzo się ucieszyły widząc Goetze.
-Mario! -krzyknęła Caro rzucając mu się na szyję.
-No witam księżniczko -zaśmiał się.
-Dawno Cię u nas nie było -odparła Ann.
-Właśnie, gdzie się podziewałeś? -zapytał Olivier.
-Tu i tam -śmiał się.
-Czyli w domu i na stadionie -zaśmiał się Mitch.
-No w sumie tak haha -odparł.
-Goetze a ty czego tu? -zapytał wyszczerzony Reus schodząc na dół.
-To ja pójdę -powiedziałam z powagą i pomaszerowałam do Marty.
-Lidia pocze...-nie dokończył.
-Pokłóciliście się? -zapytał przyjaciel Reus'a.
-Tak jakby...bo przez przypadek zasugerowałem jej że jest brzydka..ale to nie tak miało brzmieć -wyraził się.
-Miało to zabrzmieć tak, że już piękniejsza nie będzie bo bardziej się nie da, prawda? -zrozumiał Mario.
-Dokładnie! Ale za to ona wyraziła się jasno. Powiedziała, że jak przefarbowałem się na blond to nie będę ładniejszy -spuścił głowę.
-Odegrała się! Dobra jest! Moja krew -śmiał się Goetze.
-HA HA HA! -ironicznie odparł.
-Na pewno tak nie myśli idioto -uderzył go w głowę Mario.
-Tsa...
Nagle zadzwonił dzwonek. Szybko pobiegłam do drzwi aby otworzyć.
-Dzień dobry ja miałam się zgłosić, mam tutaj mieszkać i uczyć dzieciaki...-nie dokończyła.
-Viki! -ucieszyłam się widząc w drzwiach przyjaciółkę.
-Lidia! -krzyknęła przytulając mnie.
-Ale co ty tutaj robisz? -zdziwiłam się.
-Mam tutaj mieszkać i uczyć dzieciaki -zaśmiała się.
-Jak super! -wprowadziłam ją do domu.
-To jest Caroline, Olivier, Ann i Mitch, a to Mario -pominęłam Marco.
-Hej, Mario...-zobaczyłam błysk w oku przyjaciela.
-Viktoria, Viki -podała mu rękę.
-Ja jestem Marco, przyjaciel tej o to tu. Chyba były -spojrzał na mnie.
-Chodź oprowadzę Cię -pociągnęłam ją za rękę.
*
-Stary ale piękna -rozmarzył się Mario.
-W twoim typie, szykuj się -klepnął go w plecy i zaśmiał się.
-Hahaha -roześmiał się Goetze.
-Może tobie się uda -delikatnie uśmiechnął się Mario.
-Ej stary, przejdzie jej! -mówił.
-Nie wiem, nie wiem...
__________________________________________________________________
Już dwójeczka. Mam nadzieję, że na razie nie jest źle.
A to Viki:
czwartek, 3 kwietnia 2014
Rozdział I
Od
kiedy Cie poznałam, moje serce bije innym rytmem.
Tak
jakoś bez wysiłku.
*
-Dostajesz tę pracę -usłyszałam matkę Reus'ów.-Na prawdę? Dziękuję, bardzo dziękuję! -ucieszyłam się.
-Pamiętaj, że nie przebywamy często w domu bo pracujemy nad produkcją filmu. Dzisiaj możesz się wprowadzić -powiedział pan Reus.
-Nie zawiodę państwa -oznajmiłam.
-Dzieciaki! Nowa niania przyszła! -zawołała swoje dzieci Sabine Reus.
-To jest Ann, Caroline, Mitchell i Olivier -przedstawiła.
-Cześć, jestem Lidia -uśmiechnęłam się.
-Siemanko -przywitali się.
-To my już jedziemy, do zobaczenia niedługo dzieciaki -pożegnali się i wyszli.
Mieszkała z nami jeszcze Marta. Marta była służącą/kucharką jak kto woli. Miła z niej kobieta. Postanowiłam się rozpakować. Dom Reus'ów był bardzo przestrzenny i bogato urządzony.
-Oprowadzę Cię -zaproponowała Ann.
-Dzięki -uśmiechnęłam się.
Ann pokazała mi wpierw pokój rodziców:
Potem zwiedziłam pokój Oliviera
Następnie moim oczom ukazał się bajkowy pokój małej Caroline
Potem Ann pokazała mi swój pokój
Zwiedziłam też pokój Mitchella
Pokój Marty
I jeszcze jedną sypialnię, nie bardzo wiem kogo
Łazienki
Kuchnię
Salon
I moją sypialnię
-Piękny dom! Ale nie bardzo wiem dla kogo jedna sypialnia więcej...-wytłumaczyłam.
-Siema rodzinko -do pomieszczenia wszedł dość wysoki, szczupły, bardzo przystojny blondyn.
-Właśnie do niego. Siema braciszku -przytuliła mężczyznę Ann.
-Yyy...-patrzyliśmy chwilę na siebie.
-A no tak, bo wy się nie znacie -pacnęła się w głowę Marta.
-To jest najstarszy syn Reus'ów. Marco, piłkarzyk nasz -zaśmiała się kobieta.
-Lidia jestem -podałam rękę.
-Marco.
-Jestem opiekunką twojego rodzeństwa -wyjaśniłam.
-Aaa, teraz kumam -zaśmiał się.
-To jesteś piłkarzem? -zapytałam.
-Tak, tutejszej drużyny, Borussii, może kojarzysz? -zapytał.
-Kojarzę i to bardzo dobrze ale znam stąd tylko Roberta, przyjaźniłam się z jego żoną Anką, chodziłyśmy razem na karate ale wyjechała tutaj -uśmiechnęłam się.
-Robert nie mówił, że ma takie ładne koleżanki -zaśmiał się blondyn a ja się zarumieniłam.
_____________________________________________________________
Krótki ale jest! Czekam na komentarze mam nadzieję, że pozytywne :)
Przepraszam, zapraszam, bohaterowie
1. Przepraszam że tak często zmieniam bloga ale tracę wenę. Napisałam kilka rozdziałów na nowy temat opowiadania i mam nadzieję, że to potrwa wiele, wiele rozdziałów :)
BOHATEROWIE
Lidia Nowak
Lidia ma 20 lat. Jest mieszkanką Dortmundu
lecz urodziła się w Polsce a dokładniej w
Warszawie. Przyszła opiekunka dzieci Reus'ów.
Marco Reus
Najstarszy z rodzeństwa, którego ma aż
czwórkę. 23 latek jest piłkarzem Borussii
Dortmund.
Olivier Reus
12 letni brat Marco. Uwielbia gry komputerowe,
piłkę nożną. Lubi leniuchować.
Ann Reus
14 letnia siostra Marco interesuje się modą i
ćwiczy karate.
Mitchell Reus
10 letni brat Marco, uwielbia sport, muzykę.
Świetnie śpiewa.
Caroline Reus
8 letnia Caroline uwielbia swojego najstarszego
brata Marco. Lubi się z nim bawić i grać z nim w piłkę.
I inni!
BOHATEROWIE
Lidia Nowak
Lidia ma 20 lat. Jest mieszkanką Dortmundu
lecz urodziła się w Polsce a dokładniej w
Warszawie. Przyszła opiekunka dzieci Reus'ów.
Marco Reus
Najstarszy z rodzeństwa, którego ma aż
czwórkę. 23 latek jest piłkarzem Borussii
Dortmund.
Olivier Reus
12 letni brat Marco. Uwielbia gry komputerowe,
piłkę nożną. Lubi leniuchować.
Ann Reus
14 letnia siostra Marco interesuje się modą i
ćwiczy karate.
Mitchell Reus
10 letni brat Marco, uwielbia sport, muzykę.
Świetnie śpiewa.
Caroline Reus
8 letnia Caroline uwielbia swojego najstarszego
brata Marco. Lubi się z nim bawić i grać z nim w piłkę.
I inni!
Subskrybuj:
Posty (Atom)