piątek, 23 maja 2014

Rozdział V

   Notka już na początku, słuchajcie, wychodzi na to, że kończę z opowiadaniami PRAWDOPODOBNIE. Nie mam jakiejkolwiek przyjemności z pisania tego, bo nie wiem, czy ktoś to czyta. Nie komentujecie..wiem, że to co piszę jest bez sensu ale jeśli ktoś komentuje, to na prawdę jest dużą motywacją dla mnie. Mam nadzieję, że weźmiecie to sobie do serca i kilka komentarzy znajdzie się pod tym rozdziałem a ja nadal będę mogła dla was pisać To na tyle, miłego czytania.
*
     Obudziłam się. Nie wiem co mnie obudziło, czy straszny sen czy głośne odgłosy bijącego serca. Byłam przerażona. 
-Lidia? -do mojego pokoju wszedł Marco.
-Przestraszyłeś mnie. O co chodzi? -zapytałam.
-O co chodziło z tym "Gdybyś wiedział". I przepraszam za tamto. Poniosło mnie...-odezwał się Reus.
-A już nie ważne...rozumiem -dodałam.
-Słyszałaś już, że Tugba wróciła? -zapytał mnie Marco.
-Jak to? Skąd wiesz? Nuri nic mi nie mówił! -momentalnie wstałam.
-Myślałem, że wiesz. Wróciła z...dzieckiem w brzuchu -oznajmił.
-A może to i lepiej. Nuri kocha Tugbę, ona kocha jego..a nam nie było dane być razem -stwierdziłam.
-Kochasz go? -zapytał nagle.
-Jest dla mnie ważny, jest przyjacielem ale nie Marco. Nie kocham go -powiedziałam stanowczo.
*Miesiąc później
     Od kilku tygodni nie jestem już z Nurim. Wszystko wróciło do normy. Warczące silniki samochodu obudziły mnie. Do mojego pokoju weszła Viki z kubkiem gorącej kawy, rozsuwając bielutkie jak śnieg firanki, starała się wybudzić mnie z zaspania. 
-Trzymaj -podała mi kubek z świeżo zmieloną kawą.
-Dzięki -usiadłam na łóżku.
-Dzisiaj mecz, nie zapomniałaś prawda? -zapytała szukając mojej szafie czegoś w kolorach miejscowego klubu.
-Oczywiście, że nie! To półfinał,rewanż nie mogłabym zapomnieć. Damy dzisiaj popalić Barcelonie, skoro ostatnio było 0-0 -zaśmiałam się odkładając kubek. 
-Co zakładasz? -nadal sortowała moje ubrania.
-Zapożyczę koszulkę od Marco -zaśmiałam się wyciągając resztę stroju.
-Poczekaj -pobiegłam do sypialni obok. Reus jeszcze smacznie spał.Otworzyłam jego ogromną garderobę. Znalazłam żółtoczarną koszulkę Marco z autografem, która pachniała jego wspaniałymi perfumami.
-Psika swoje rzeczy w szafie? -zaśmiałam się, wybiegłam z pokoju widząc że Marco się przebudza.
  Pobiegłam do pokoju gdzie czekała na mnie Viki.
-Ubieram to! -pokazałam jej zestaw.
-Ślicznie, mi koszulkę dał Mario -zarumieniła się.
-Słodko! -oznajmiłam.
      O godzinie 20:00 wybrałyśmy się na stadion, gdzie nie było znać innych kolorów. Żółć i czerń pokrywały całe Signal Iduna Park. 45 minut później zaczął się mecz. Minuta 11:
-GOOOOOOOL! VICTORA VALDESA JUŻ W 11 MINUCIE POKONUJE NIESAMOWITYM TRAFIENIEM Z 30 METRÓW MARCO:
-REUS -skandował tłum na Westfalenstadion.
   Cieszyłam się ogromnie. Niesamowicie.
-GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL! 30 MINUTA SPOTKANIA! MARCO REUUUUUUUUUS! -krzyczał spiker.
 Drugi gol Marco, przeciwko Fc Barcelonie a przed nami jeszcze cała druga połowa. Miałam ochotę teraz przytulić Marco z całych sił.
-GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL! CZY TO JEST MOŻLIWE? -krzyczał komentator.
-MAMY 3:0 I HAT TRICK MARCO REUS'A! PO PIERWSZEJ POŁOWIE FC BARCELONA NIE ISTNIEJE NA SIP! SŁYSZYMY SIĘ PO 15 MINUTOWEJ PRZERWIE!
  Nieprawdopodobne. Wielka Barcelona przegrywa z Borussią Dortmund po 45 minutach aż 3:0 a w Londynie Bayern remisuje z Chelsea 2-2 co na razie daje awans Bayernowi. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 5:1, bramki po przerwie dla Borussii strzelali Mats Hummels i Robert Lewandowski natomiast dla Barcelony Neymar. Borussia znów w finale z Bayernem. 
-ŚWIĘTOWAĆ! -krzyknął Reus kiedy o północy wracaliśmy dużą grupką przez Dortmund.
-A w ogóle Lidka kochanie -ironicznie się uśmiechnął, wiedziałam o co chodzi.
-PIĘKNĄ MASZ KOSZULKĘ -mówił z uśmiechem.
-Wiem, bo moja -powiedziałam pewnie.
-Ha ha ha -zaśmiał się sztucznie.
-Idziemy do Cobry? -zapytał Mario.
-Musimy iść się przebrać -oznajmiłam.
-To spotykamy się w klubie za godzinę? -zapytał Lewy.
-Jak tak to spoko -poszliśmy do siebie.
   Po godzinie spotkaliśmy się w Cobrze. Masa ludzi, poubieranych w żółto-czarne koszulki.O dziwo kibice rozumieli piłkarzy i tylko nieliczni przyszli prosić o jakieś zdjęcie lub autograf.Chłopcy wypili dość sporo. Marco chyba najwięcej. Nieźle się załatwił. 
 -Ale ja nie chcę wracać -usiadł obrażony na środku asfaltu.
-Marco nie wydurniaj się, chodź -chciałam go podnieść co skończyło się tym, że wylądowałam na Marco.
-Auu. Moja noga -złapałam się za kostkę.
-Co jest? -zapytał Reus.
-Boli...-poczułam jak unoszę się do góry, o to mi chodziło. Wcale nie bolała mnie noga. Chciałam aby Marco wstał.
-Eh kobiety..ledwo się położyłaś na ziemię -zaśmiał się.
-A ty ledwo co wypiłeś kilka drinków a już nie potrafisz chodzić ułomie! -śmiałam się.
-Osz ty małpo! -położył mnie na asfalcie.
-EJ ZAKOCHAŃCE -krzyknął za nami Ramos.
-Mówisz o sobie i Matsie? Hahahahaha Adrianku, może ty mnie zabierzesz do domu? Bo ten pijany blondasek nie ma siły -skrzywiłam się.
-TO JA JUŻ PÓJDĘ -szybko odszedł ze śmiechem a Marco zaczął się ze mnie śmiać.

-

-Marco, zabierz mnie -zrobiłam smutną minę.
-Chodź grubasku -zabrał mnie na barana.
-Głupek -pacnełam go w blond czuprynę.
     Szliśmy do domu. Ogromny księżyc sprawiał, że cały Dortmund rozświetlało jego światło.
-Patrz -zsadził mnie i spojrzeliśmy na jasne jezioro. Jakby księżyc spadł na ziemię.
-Pięknie tutaj...-zamarzyłam się, spojrzałam w jego piękne tęczówki, które błyszczały. Były najpiękniejsze na świecie. 
  Patrzyliśmy tak długą chwilę. Nasze twarze zbliżyły się a usta złączyły w czułym pocałunkiem.